poniedziałek, 27 lutego 2012

Hindusi, którzy żyją solo

"Times of India" sygnalizuje ciekawe zjawisko: szybki przyrost liczby singli w społeczeństwie. Autor tekstu zaznacza, że Indie, obok Chin i Brazylii, są społeczeństwem, w którym młodych wybierających życie solo przybywa najbardziej gwałtownie. Poniżej jednak znajduje się informacja, że jednosobowe gospodarstwa domowe stanowią nad Gangesem zaledwie trzy procent wszystkich (w USA - 28 procent). Życie w pojedynkę najczęściej wybierają młodzi profesjonaliści, którzy - aby swój styl życia realizować - muszą oprzeć się naciskom swych rodzin.

Jeśli spojrzeć na siłę i dynamikę tej tendencji, Hindusi mogą wydawać się jednym z najszybciej zmieniajacych się, a więc unowocześniających się społeczeństw. Jeśli natomiast skupić się na realnym zasięgu tej zmiany - 3 procent, to z kolei prowadzi do wniosku, że zmienia się niewiele. Ta sytuacja świetnie pokazuje, jak trudno ocenić "zmienność" Indii i w ogóle uchwycić trendy pojawiające się w społeczeństwe - z jednej strony mnóstwo dowodów na nowe modele życia, z drugiej - wydają się one kroplą w morzu ludzi żyjących tradycyjnie. Żadnemu z obu tych wymiarów nie można zaprzeczyć. Indie jednocześnie zmieniają się i pozostają takie same.

Więcej tutaj: http://timesofindia.indiatimes.com/life-style/people/Indias-most-desirable-Going-back-to-an-empty-home/articleshow/12044273.cms

czwartek, 23 lutego 2012

Mumbaj znów opisany

Polecam tekst w "The Economist", który przedstawia  nową książkę autorki "New Yorkera" i laureatki Pulitzera Katherine Boo, która zbadała życie w slumsach Mumbaju. http://www.economist.com/node/21547767
Oby doczekała się polskiego tłumaczenia, jak świetny Suketu Mehta.

[pw]

poniedziałek, 20 lutego 2012

Japońskie przepowiednie


Z zaciekawieniem obserwuję ekonomiczne wydarzenia w Japonii. Wygląda to tak, jakby od tsunami i nuklearnej awarii w Fukuszimie, nad krajem zawisło fatum. Rzecz jasna, to tylko symbol, ale gospodarka, to suma nastrojów, wypadkowa optymizmu i niepokoju klientów, inwestorów, producentów i kupców - w gruncie rzeczy trudna do uchwycenia psychiczna układanka, która przybiera namacalne, obliczane w procentach kształty.

Tsunami, jako naturalne, niemozliwe do przewidzenia, zabójcze nieszczęście obnażyło słabość Japonii. Trwa odbudowa zniszczonych terenów, mimo narzekań Japończyków z pewnością dość sprawna, zorganizowana. Znacznie trudniej odbudować wizerunek Japonii jako kraju w jakiejś mierze udopornionego na kłopotu, państwa, które dawno przebiegło metę - znalazło się po tejs tronie tęczy, gdzie niepodzielnie króluje dobrobyt, luksus i tak zwane szczęście. Tymczasem tsunami przyniosło ciemne chmury - zmienił się ton realcji z Japonii. Nadchodzą same niedobre wiadomości: o spadającym eksporcie, malejącej wymianie handlowej, rosnącym deficycie budżetowym starzejącego się społeczeństwa, które nie ma skąd wziąć nowej energii do zmian, wreszcie - o spadającej produkcji przemysłowej.

Tylko pod koniec ubiegłego roku dane były trochę bardziej optymistyczne. Niestety poprawę szybko uniemożliwił kryzys w Europie - w globalnej gospodarce niezależne starania graczy tracą na znaczeniu. Coraz mniej zależy od indywidualnych potencjałów, choć jednocześnie wszyscy w kłopotach są zdani na siebie.

Warto sie Japonii przyglądać uważnie, chociażby dlatego, że dotykają ją problemy, z jakimi i my się zderzymy. Zbyt wielu starych ludzi, za mało narodzin, za mało szans na zmianę. A do tego 20 lat po kryzysie bankowym brak nowego scenariusza, przedzwiwna stagnacja, trwałe spowolnienie.
Jest się czego od Japończyków uczyć. Przede wszystkim jak nie powtarzać ich błędów.

[pw]

http://www.paulinawilk.pl/

sobota, 18 lutego 2012

Indie: słoń w dyplomatycznym salonie

Ciekawy i bardzo krytyczny tekst w nowym "The Economist" o negatywnej roli, jaką Indie odgrywają w regionie. Brak pozytywnych działań dyplomatycznych, czy wręcz szkodliwych i wrogich ruchów wobec sąsiadów sprawia, że wymiana handlowa między Indiami, Pakistanem, Bangladeszem, Birmą, Nepalem jest na dramatycznie niskim poziomie. Autor porównuje Indie do niezbyt dynamicznego słonia, który - jeśli już się ruszy - powoduje szkody.

Niewątpliwie jest sporo racji w argumentacji, mówiącej, że Indie nigdy nie były zainteresowane budowaniem dobrej wymiany handlowej z sąsiadami. Po pierwsze Indie są zbyt zapatrzone we własne sprawy, pokutuje tu nie tylko myślenie mocarstwowe, ale też marzenie o samowystarczalności, kompleks wyższości - skądinąd zrozumiały jako efekt kolonizacji - i echa socjalistycznych haseł o tym, że Indie wykarmią i odzieją swoich obywateli bez niczyjej pomocy. W latach 60., gdy głód zaglądał w oczy setkom milionów ludzi, Indira Gandhi nie była skora przyjmować zagranicznej pomocy. Z perspektywy lat można powiedzieć - i słusznie, wybrała trudniejsze wyjście - reformy, zieloną rewolucję, która przyniosła długoterminowe rozwiązania. Ale tamta odmowa była także przejawem indyjskiej dumy, przejawem postawy wielkościowej.

Hindusi i Pakistańczycy stanowią potęgę pod wzgledem ludności, ale właściwie ze sobą nie handlują. Na Nepadlczyków i Bangladeszczyków Hindusi patrzą z pozycji siły, mali sąsiedzi narzekają na nieproszone ingerencje w swe sprawy wewnątrzne. W sprawie Birmy i możliwości biznesowej wymiany Hindusi, także przez arogancję, zaspali - teraz z trudem nadganiają czas i starają się zaklepać rewiry nie zajęte jeszcze przez Chińczyków. Z Chińczykami wymiana także jest - z powodów politycznych - mniejsza, niż by mogła.

Wszystko to składa się na obraz regionu hamowanego przez stary sposób myślenia, ślady podziałów z minionego czasu i definicje ze słownika, który powinien odejść do lamusa. Dziś kontakty polityczne odmienia się niemal wyłącznie przez ekonomiczne przypadki i jeśli ta zmiana wokół Indii nie nastąpi, będzie nie tylko zaniechaniem, ale aktywnym utrzymywaniem regionu w ekonomicznym niedorozwoju, a wielu ludzi - w biedzie, którą można pokonać. Zracji potencjału, siły dyplomatycznej i militarnej ruch jest po stronie Hindusów. Ale słoń, jak więlki okręt, niełatwo zmienia kurs. Siwi urzędnicy ministerialni powoli przestawiają wajchy, ignorując pęd, z jakim porusza się świat. Ale w tym zadaniu nie może ich wyręczyć rozbity i fatalnie zarządzany Pakistan ani żaden z pomniejszych graczy. Zadzwiające, z jakim spokojem Hindusi ignorują własne szanse na wzmacnianie międzynarodowej i ekonomicznej pozycji.

Marnotrawienie możliwości i czasu, to domena indyjskich elit. Ubogie masy - przeciwnie, nie marnują ani kawałka tektury, ani wąskiej szczeliny, ani cienia szansy na osiągnięcie celu.

czwartek, 2 lutego 2012

Mocny finał wielkiej afery



Prawie cztery lata po nieuczciwym przehandlowaniu koncesji dla firm telekomunikacyjnych, indyjski sąd nakazał ich wycofanie - 122 operatorów, którzy kupili koncesje na niekorzystnych dla indyjskiego budżetu warunkach - właśnie je straciło. Sprawa jest poważna, bo przyniosła 40 miliardów dolarów strat. Pieniądze, w dość sprytny i skomplikowany sposób, rozeszły się po kontach banków w różnych krajach świata. Prowadzone od ponad dwóch lat śledztwo jeszcze nie ustaliło bezpośrednich połączeń między transakcjami, a wzrostem majątku ministra zajmującego się telekomunikacją.

Wyrok Sądu Najwyższego jest być może najważniejszym wydarzeniem ostatnich lat. W kraju, w którym na korupcje wszyscy przymykają oko, bo niemal wszyscy - od szeregowego posterunkowego po ministrów i sędziów - czerpią z niej korzyści, wreszcie ktoś postawił granicę. Rozległe sledztwo, przesłuchania najważniejszych osób w państwie, m.in. ministra spraw węwnętrznych, to były bezprecedensowe działania. Być może Hindusi zawdzięczają je dosłownie kilku nieugiętym sędziom.

Ruch antykorupcyjny pod przewodnictwem Anny Hazarego nie jest tak wpływowy, jak sam siebie przedstawia, ale pokazuje, że Hindusom kończy się cierpliwość. Rozpowszechnione łapówkarstwo jest tym, co na co dzień blokuje rozwój wielu ludzi, dosłownie hamuje dostęp do tego, co im się należy. Bez łapówki trudno podłączyć w domu gaz, zdobyć jakikolwiek dokument. Jeśli się jest ubogim mieszkańcem prowincji, oznacza to całkowite uzależnienie od cynizmu i widzimisię lokalnych wąsatych i brzuchatych bossów. Klasa średnia może zapłacić, ale to ona jest najbardziej świadoma swoich praw i coraz wyraźniej wkurzona.

Indie całkowicie pozbawione korupcji, to mrzonka. Ale kompromitacja rządu Manmohana Singha, muszącego bronić się przed zarzutami nie w jednej, a kilku aferach łapówkarskich, jest ważną cezurą. Hindusi tracą złudzenia dotyczące polityków, a jeśli zaczną weryfikować i kompetencje i dokonania, może więcej będzie w indyjskiej polityce trzeźwości, a mnie festiwalu i populistycznych zwrotek.

[pw]

http://www.paulinawilk.pl/