tag:blogger.com,1999:blog-34277113722616726782024-03-13T06:51:25.169-07:00Indie: walk-2-seeTelegramy z centrum świata. Lapidaria z Indii i Azji. Depesze w małą kieszeń.
Dla dziewczyn i chłopaków, co nie mają czasu.paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.comBlogger48125tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-48468792367188546092012-04-30T23:59:00.004-07:002012-04-30T23:59:55.864-07:00Piorun z jasnego nieba"Piorun z jasnego nieba" - jak to się mówi. Uderzył w Bengalu Zachodnim, który już nie nazywa się Bengal Zachodni, podobnie jak Bombaj nie nazywa się Bombaj, Kalkuta nie jest Kalkutą, a Madras stał się Ćennajem. A więc w piorun uderzył. Nie byle gdzie. I z tragicznymi konsekwencjami.<br />
<br />
Kilkunastu mieszkańców bengalskiej wsi Uttar Harishpur zmarło lub zostało rannych, na skutek porażenia. Świętowali podczas religijnego festiwalu ku czci bogini Kali, a kiedy rozpętała się ulewa - przedwczesna, zważywszy że monsunowe deszcze powinny się pojawić dopiero w czerwcu - schronili się w pobliskiej świątyni. W kopułę światyni uderzył piorun, dziesięć osób zmarło, kilka innych jest w stanie krytycznym. Ofiary były członkami jednej rodziny. <br />
<br />
Uttar Harishpur prawdopodobnie na tej tragedii zyska. Uderzenie pioruna jest wydarzeniem niezwykłym, sprzyja ludowym legendom i pozwoli szybko stworzyć jakąś niesamowitą interpretację, która sprawi, że do małej wiejskiej świątyni zaczną pielgrzymować tłumy. Oczywiście, jest i wersja ponura - uderzenie pioruna może zostać uznane za boską karę dla całej wioski albo w szczególności dla poszkodowanej rodziny. Ostracyzm, jaki ją dotknie, będzie bardziej boelsny niż rażenie piorunem.<br />
<br />
Czytałam o indyjskiej świątyni zbudowanej spontanicznie w miejscu, gdzie ktoś przypadkowo rzucił kamień. Inni przechodnie dorzucali kolejne kamyki, uspyała się góra, aż wreszcie ludzie wspólnie wzięli się za budowę. Słyszałam o kapliczce, w której na podziw i uwielbienie wystawiony został motor - jako obiekt magiczny. Sama widziałam w świątyniach posągi Indiry Gandhi. I wlazłam na mini ceremonię, którą gwiazdą było kalekie cielę o pięciu kończynach.<br />
<br />
Hindusów często uważa się za zabobonnych. Mnie fascynuje ich zdolność do wytwarzania wierzeń, kultów i legend. Nawet jeśli jest ona przejawem niepewności i lęku, który pcha do modłów uprawianych kompulsywnie, to dowodzi też niesamowitej wyobraźni, fantazji, niezmordowanej chęci, by w coś wierzyć, kogoś kochać, pokładać nadzieję. To wszystko pojęcia ze słownika, których tu - w cynicznie zeświecczonej Warszawie - się nie używa. To są też pojęcia ze słownika ludzi pokornych, którzy nie zakładają, że wszystko w życiu można zrozumieć i zanalizować. Przeciwnie - nie podejmują tej próby, tylko na wszelki wypadek kłaniają się siłom wyższym.<br />
<br />
[pw]<br />
<br />
<br />
<br />paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-35721649082271404682012-04-29T03:52:00.004-07:002012-04-29T03:52:49.953-07:00O Polsce w "The Hindu"Dziennik "The Hindu", wspaniała, majestatyczna gazeta wydawana wciąż na wielkiej płachcie. Trudno ją dostać poza największymi miastami, a i w nich nie tak znów łatwo. Ja zwykle szturmuję duże stacje kolejowe, nalepiej rano - wtedy szanse są największe. "The Hindu" uosabia wszystko, co w prasie codziennej najpiękniejsze: potężne informacyjne teksty, wyraźnie oddzielone od komentarzy. Szeroki przekrój tematów. Powagę i rzeczowość, z jaką podaje wiadomości. Brak bzdurnych treści. Jest w nim dostojność oficjalnego molocha, który chodzi powoli i głowę trzyma wysoko, bez względu na zamieszanie na światowym rynku mediów. <br />
<br />Choć nie znaczy to, że ignoruje nowoczesność. Ma od niedawna bardzo klarowną, łatwą w nawigacji strone internetową z otwartym archiwum. Fantastyczne źródło wiedzy. Nawet jeśli lektura bywa niełatwa. Mimo, że redakcja trzyma się tonu serio, nie patrzy na czytelnika z góry. Objaśnia świat bez napuszenia, bez stawiania niepotrzebnych poprzeczek, bez tego idiotycznego prowokowania czy umizgiwania się do odbiorców. <br />W naszej części świata takich gazet coraz mniej, właściwie - już ich nie ma. Pewien redaktor "Times of India", którego spotkałam w samolocie (leciałam ja i 200 pracowników tej gazety, tworzących wyłącznie dział marketingu!), opowiadał mi, jak rynek prasy w Indiach rozwija się i rośnie. Ciekawa równoległość zdarzeń w kraju zafascynowanym technologiami informatycznymi, a przecież wciąż trudzącym się o to, by zmniejszyć odsetek analfabetów. Wiadomości wciąż docierają do wielu miejsc w Indiach poprzez papierowe płachty, wciąż są traktowane jako ważne, wartościowe. Nadal gazety są tam wyznaczone do roli poszerzania horyzontów, interesowania się światem, przybliżania go.<br />
<br />U nas tej światowości i otwartości umysłowej jakby mniej. Dziennikarze kręcą się w kółko, jakby tematy wciągali z ograniczonej puli. Ja się to tych ograniczonych dziennikarzy także zaliczam. Od jakiegoś czasu ne zaliczam się natomiast do czytelników, bo polskie gazety nie są już codziennym źródłem treści, powodem fascynacji i zadziwienia, ale przyczyną rozczarowania. Zazdroszczę Hindusom. Nie tylko wspaniałego, staromodnego "The Hindu", ale też tworzenia pism będących absolutnie sexy, dynamicznych, oryginalnych, odważnych i sensownych - jak magazyn "Open". <br />Uwielbiam oba tytuły, jak dotąd niezawodne w edukowaniu, sprawianiu niespodzianek i przyjemności. <br />
A tu mała perełka: artykuł o warszawskiej szkole, której patronem jest maharadża.<br /><a href="http://www.thehindu.com/todays-paper/tp-features/tp-sundaymagazine/article3365868.ece">http://www.thehindu.com/todays-paper/tp-features/tp-sundaymagazine/article3365868.ece</a><br />
<br />
[pw]paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-52828701067924535652012-03-08T10:38:00.001-08:002012-03-08T10:38:20.529-08:00Memorabilium upalne<br />
Przypomina mi się. Delhi. Upał nocny, czarny, lepki. Ten, od którego nie da się uciec, nie ma jak znaleźć ulgi. Noc, na którą tak czekamy w polskim czerwcu albo lipcu, bo przynosi stygnące godziny, lżejsze powietrze, a nawet gęsią skórkę na odkrytych ramionach, tu przeciwnie - tężeje. Powietrze staje, kładzie się na piersiach ciężką kołdrą.<br />
Sen bardziej męczy niż daje odpocząć. Nogi i ramiona rozrzucone osobno. Boże broń, żeby się dotknęły - zaraz śliskie od potu, poirytowane, obrażone na siebie. Leży się nieprzytomnie, na plecach, bezbronnie. Tak jak Oni. Z czołem zroszonym, z mokrymi włosami, ze złośliwą kołysanką komarów, którym ten potworny gorąc nie przeszkadza. W wilgoci, na południu, latają jak pijane, kołyszą się mniej pewnie, tracą uważność, dadzą się łatwo chwycić i zgnieść między palcami. Ale tu, w stolicy, są jak naelektryzowane, pobudzone, dźgają zaciekle.<br />
Wiatrak przyjaciel robi, co może - czasem czyni cuda, czasem toczy beznadziejną walkę. Gdy słabnie - a nie on decyduje o natężeniu prądu w rozgrzanych, także zmęczonych przewodach - do skóry docierają ledwie wyczuwalne podmuchy. To przypomina niewielki łyk wody, gdy się ma od wielu dni spierzchnięte usta. Chwila rozpieszczenia, po której trzeba się znów godzić z długim umęczeniem.<br />Chłodna woda, zaczerpnięta z glinianego dzbanka przykrytego aluminiowym talerzykiem. Wypijana zachłannie, pyszna. Będzie się czym pocić do rana.<br />
<br />Największe poranne rozczarowanie: nalana do kubła woda, która ma przynieść ulgę, okazuje się ciepła. Parzy. Spłynęła z czarnego zbiornika trzymanego na dachu. Stała tam godzinami, wchłaniając stopnie Celsjusza. Patrzę na kołyszącą się taflę - złośliwie wykrzywione odbicie chichocze: nie dam Ci ulgi.<br />
<br />Najwstrętniejsze są gorące ściany, zbliżyć się do nich, to jak włożyć rękę w żar. Buchają gorącem, jakby chciały w nim uwięzić, zadusić. Na zewnątrz niewiele lepiej, ale tam wrzące powietrze się rusza, uwalnia od klaustrofobicznej paranoi, lęku, że zagotuje się krew, a skóra spłonie. I tak do rana. Dwie, trzy godziny przed świtem robi się szczelina w upale, może niewielka, ale pozwala odetchnąć - przez chwilę, za krótko, żeby zregenerować albo dać nadzieję. Tylko i akurat tyle, żeby jakoś znieść nadchodzące palenie. Słońce, w Polsce kochane, wyczekiwane z ustęsknieniem, hołubione w każdej minucie, tam bywa wrogiem potwornym, natrętnym nieprzyjacielem.<br />
<br />
A jednak: wszystko za jedną choćby godzinę tej upalnej udręki. Wszystko za radość czucia na sobie ciężaru i zapachu powietrza, w które ubierają się Hindusi. Płyną w nim, otuleni szczelnie, przesiąknięci. Posiadają je, a ono posiada ich. Wszędobylskie, nieodłączne i nieprzenośne. Ucieka z zakamarków plecaka najdalej po dwóch dniach, nawet na dnie polskiej szafy.paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-15272556311477798432012-02-27T08:20:00.001-08:002012-02-27T08:20:33.942-08:00Hindusi, którzy żyją solo"Times of India" sygnalizuje ciekawe zjawisko: szybki przyrost liczby singli w społeczeństwie. Autor tekstu zaznacza, że Indie, obok Chin i Brazylii, są społeczeństwem, w którym młodych wybierających życie solo przybywa najbardziej gwałtownie. Poniżej jednak znajduje się informacja, że jednosobowe gospodarstwa domowe stanowią nad Gangesem zaledwie trzy procent wszystkich (w USA - 28 procent). Życie w pojedynkę najczęściej wybierają młodzi profesjonaliści, którzy - aby swój styl życia realizować - muszą oprzeć się naciskom swych rodzin.<br />
<br />
Jeśli spojrzeć na siłę i dynamikę tej tendencji, Hindusi mogą wydawać się jednym z najszybciej zmieniajacych się, a więc unowocześniających się społeczeństw. Jeśli natomiast skupić się na realnym zasięgu tej zmiany - 3 procent, to z kolei prowadzi do wniosku, że zmienia się niewiele. Ta sytuacja świetnie pokazuje, jak trudno ocenić "zmienność" Indii i w ogóle uchwycić trendy pojawiające się w społeczeństwe - z jednej strony mnóstwo dowodów na nowe modele życia, z drugiej - wydają się one kroplą w morzu ludzi żyjących tradycyjnie. Żadnemu z obu tych wymiarów nie można zaprzeczyć. Indie jednocześnie zmieniają się i pozostają takie same. <br />
<br />
Więcej tutaj: <a href="http://timesofindia.indiatimes.com/life-style/people/Indias-most-desirable-Going-back-to-an-empty-home/articleshow/12044273.cms">http://timesofindia.indiatimes.com/life-style/people/Indias-most-desirable-Going-back-to-an-empty-home/articleshow/12044273.cms</a>paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-29077959922468151792012-02-23T05:15:00.000-08:002012-02-23T05:15:49.224-08:00Mumbaj znów opisanyPolecam tekst w "The Economist", który przedstawia nową książkę autorki "New Yorkera" i laureatki Pulitzera Katherine Boo, która zbadała życie w slumsach Mumbaju. <a href="http://www.economist.com/node/21547767">http://www.economist.com/node/21547767</a><br />Oby doczekała się polskiego tłumaczenia, jak świetny Suketu Mehta.<br />
<br />
[pw]paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-19596034184637683762012-02-20T03:24:00.000-08:002012-02-20T03:24:11.575-08:00Japońskie przepowiednie<br />
Z zaciekawieniem obserwuję ekonomiczne wydarzenia w Japonii. Wygląda to tak, jakby od tsunami i nuklearnej awarii w Fukuszimie, nad krajem zawisło fatum. Rzecz jasna, to tylko symbol, ale gospodarka, to suma nastrojów, wypadkowa optymizmu i niepokoju klientów, inwestorów, producentów i kupców - w gruncie rzeczy trudna do uchwycenia psychiczna układanka, która przybiera namacalne, obliczane w procentach kształty.<br />
<br />
Tsunami, jako naturalne, niemozliwe do przewidzenia, zabójcze nieszczęście obnażyło słabość Japonii. Trwa odbudowa zniszczonych terenów, mimo narzekań Japończyków z pewnością dość sprawna, zorganizowana. Znacznie trudniej odbudować wizerunek Japonii jako kraju w jakiejś mierze udopornionego na kłopotu, państwa, które dawno przebiegło metę - znalazło się po tejs tronie tęczy, gdzie niepodzielnie króluje dobrobyt, luksus i tak zwane szczęście. Tymczasem tsunami przyniosło ciemne chmury - zmienił się ton realcji z Japonii. Nadchodzą same niedobre wiadomości: o spadającym eksporcie, malejącej wymianie handlowej, rosnącym deficycie budżetowym starzejącego się społeczeństwa, które nie ma skąd wziąć nowej energii do zmian, wreszcie - o spadającej produkcji przemysłowej. <br />
<br />
Tylko pod koniec ubiegłego roku dane były trochę bardziej optymistyczne. Niestety poprawę szybko uniemożliwił kryzys w Europie - w globalnej gospodarce niezależne starania graczy tracą na znaczeniu. Coraz mniej zależy od indywidualnych potencjałów, choć jednocześnie wszyscy w kłopotach są zdani na siebie. <br />
<br />
Warto sie Japonii przyglądać uważnie, chociażby dlatego, że dotykają ją problemy, z jakimi i my się zderzymy. Zbyt wielu starych ludzi, za mało narodzin, za mało szans na zmianę. A do tego 20 lat po kryzysie bankowym brak nowego scenariusza, przedzwiwna stagnacja, trwałe spowolnienie. <br />Jest się czego od Japończyków uczyć. Przede wszystkim jak nie powtarzać ich błędów.<br />
<br />
[pw]<br />
<br />
<a href="http://www.paulinawilk.pl/">http://www.paulinawilk.pl/</a>paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-82435550095535915112012-02-18T04:51:00.000-08:002012-02-18T04:51:07.576-08:00Indie: słoń w dyplomatycznym salonieCiekawy i bardzo krytyczny tekst w nowym "The Economist" o negatywnej roli, jaką Indie odgrywają w regionie. Brak pozytywnych działań dyplomatycznych, czy wręcz szkodliwych i wrogich ruchów wobec sąsiadów sprawia, że wymiana handlowa między Indiami, Pakistanem, Bangladeszem, Birmą, Nepalem jest na dramatycznie niskim poziomie. Autor porównuje Indie do niezbyt dynamicznego słonia, który - jeśli już się ruszy - powoduje szkody. <br />
<br />
Niewątpliwie jest sporo racji w argumentacji, mówiącej, że Indie nigdy nie były zainteresowane budowaniem dobrej wymiany handlowej z sąsiadami. Po pierwsze Indie są zbyt zapatrzone we własne sprawy, pokutuje tu nie tylko myślenie mocarstwowe, ale też marzenie o samowystarczalności, kompleks wyższości - skądinąd zrozumiały jako efekt kolonizacji - i echa socjalistycznych haseł o tym, że Indie wykarmią i odzieją swoich obywateli bez niczyjej pomocy. W latach 60., gdy głód zaglądał w oczy setkom milionów ludzi, Indira Gandhi nie była skora przyjmować zagranicznej pomocy. Z perspektywy lat można powiedzieć - i słusznie, wybrała trudniejsze wyjście - reformy, zieloną rewolucję, która przyniosła długoterminowe rozwiązania. Ale tamta odmowa była także przejawem indyjskiej dumy, przejawem postawy wielkościowej.<br />
<br />
Hindusi i Pakistańczycy stanowią potęgę pod wzgledem ludności, ale właściwie ze sobą nie handlują. Na Nepadlczyków i Bangladeszczyków Hindusi patrzą z pozycji siły, mali sąsiedzi narzekają na nieproszone ingerencje w swe sprawy wewnątrzne. W sprawie Birmy i możliwości biznesowej wymiany Hindusi, także przez arogancję, zaspali - teraz z trudem nadganiają czas i starają się zaklepać rewiry nie zajęte jeszcze przez Chińczyków. Z Chińczykami wymiana także jest - z powodów politycznych - mniejsza, niż by mogła.<br />
<br />
Wszystko to składa się na obraz regionu hamowanego przez stary sposób myślenia, ślady podziałów z minionego czasu i definicje ze słownika, który powinien odejść do lamusa. Dziś kontakty polityczne odmienia się niemal wyłącznie przez ekonomiczne przypadki i jeśli ta zmiana wokół Indii nie nastąpi, będzie nie tylko zaniechaniem, ale aktywnym utrzymywaniem regionu w ekonomicznym niedorozwoju, a wielu ludzi - w biedzie, którą można pokonać. Zracji potencjału, siły dyplomatycznej i militarnej ruch jest po stronie Hindusów. Ale słoń, jak więlki okręt, niełatwo zmienia kurs. Siwi urzędnicy ministerialni powoli przestawiają wajchy, ignorując pęd, z jakim porusza się świat. Ale w tym zadaniu nie może ich wyręczyć rozbity i fatalnie zarządzany Pakistan ani żaden z pomniejszych graczy. Zadzwiające, z jakim spokojem Hindusi ignorują własne szanse na wzmacnianie międzynarodowej i ekonomicznej pozycji. <br />
<br />
Marnotrawienie możliwości i czasu, to domena indyjskich elit. Ubogie masy - przeciwnie, nie marnują ani kawałka tektury, ani wąskiej szczeliny, ani cienia szansy na osiągnięcie celu.paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-35981501043664008352012-02-02T00:11:00.000-08:002012-02-02T00:11:07.723-08:00Mocny finał wielkiej afery<br />
<br />
Prawie cztery lata po nieuczciwym przehandlowaniu koncesji dla firm telekomunikacyjnych, indyjski sąd nakazał ich wycofanie - 122 operatorów, którzy kupili koncesje na niekorzystnych dla indyjskiego budżetu warunkach - właśnie je straciło. Sprawa jest poważna, bo przyniosła 40 miliardów dolarów strat. Pieniądze, w dość sprytny i skomplikowany sposób, rozeszły się po kontach banków w różnych krajach świata. Prowadzone od ponad dwóch lat śledztwo jeszcze nie ustaliło bezpośrednich połączeń między transakcjami, a wzrostem majątku ministra zajmującego się telekomunikacją.<br />
<br />
Wyrok Sądu Najwyższego jest być może najważniejszym wydarzeniem ostatnich lat. W kraju, w którym na korupcje wszyscy przymykają oko, bo niemal wszyscy - od szeregowego posterunkowego po ministrów i sędziów - czerpią z niej korzyści, wreszcie ktoś postawił granicę. Rozległe sledztwo, przesłuchania najważniejszych osób w państwie, m.in. ministra spraw węwnętrznych, to były bezprecedensowe działania. Być może Hindusi zawdzięczają je dosłownie kilku nieugiętym sędziom. <br />
<br />
Ruch antykorupcyjny pod przewodnictwem Anny Hazarego nie jest tak wpływowy, jak sam siebie przedstawia, ale pokazuje, że Hindusom kończy się cierpliwość. Rozpowszechnione łapówkarstwo jest tym, co na co dzień blokuje rozwój wielu ludzi, dosłownie hamuje dostęp do tego, co im się należy. Bez łapówki trudno podłączyć w domu gaz, zdobyć jakikolwiek dokument. Jeśli się jest ubogim mieszkańcem prowincji, oznacza to całkowite uzależnienie od cynizmu i widzimisię lokalnych wąsatych i brzuchatych bossów. Klasa średnia może zapłacić, ale to ona jest najbardziej świadoma swoich praw i coraz wyraźniej wkurzona.<br />
<br />
Indie całkowicie pozbawione korupcji, to mrzonka. Ale kompromitacja rządu Manmohana Singha, muszącego bronić się przed zarzutami nie w jednej, a kilku aferach łapówkarskich, jest ważną cezurą. Hindusi tracą złudzenia dotyczące polityków, a jeśli zaczną weryfikować i kompetencje i dokonania, może więcej będzie w indyjskiej polityce trzeźwości, a mnie festiwalu i populistycznych zwrotek.<br />
<br />
[pw]<br />
<br />
<a href="http://www.paulinawilk.pl/">http://www.paulinawilk.pl/</a>paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-62373266059589871482012-01-30T11:29:00.000-08:002012-01-30T11:29:01.578-08:00Indyjskie ciemności<br />
Indie po zmroku są jak dziecko, które zapomniało o niedawnych przykrościach i nabrało ochoty do zabawy. Tuż przed dobranocką, zamiast grzecznie się kłaść, przyspieszają. Może nadrabiają czas wytopiony w upale, gdy każda minuta kapie ciężko, a każdy krok odbiera siły. Gdy słońce zachodzi, a modlitwy skończone, Hindusom przypomina się, że mają ochotę trochę pożyć: pohandlować, podjeść, zabawić się zanim skończy się świat. Nadejście nocy przypomina zamknięcie czasu - finał ostatniej epoki, po której rzeczywistość - stworzona z mocy i wyobraźni Boga - zostanie unicestwiona. A więc, póki czas, biorą, co się da.<br />
<br />
Błyskają żarówki, wstają ogniki lampek - tych naftowych, oliwnych i z klarowanym masłem. Kierowcy migają reflektorami, motorowe ślepia mrugają i przemykają szybko w wieczornych korkach. Życia przez kilka godzin jest jakby więcej, jeszcze bardziej się tłoczy i pcha naprzód. Rozświatlają się centra handlowe - emanują jakimś niebieskawym promieniem, chłodnym, klarownym - jak wszystkie konsyumpcyjne rezerwaty. To światło bezdusznej nowoczesności, oślepiające, odcinające od wszystkiego, co poza nim i co pozostaje w mroku. Światło tradycyjnych Indii jest bure, żółtawe, a może nawet brązowe, sprawia, że to, co widoczne, pozbawione jest wyraźnych konturów, chodzi się wśród rubensonwskich, oświetlonych, ale niedopowiedzianych obrazów.<br />
<br />
Bo Indie po zmroku toną w ciemności, odganianej przez pojedyncze lampy, gołe żarówki i reflektory. Jedna żarówka wystarczy, by oświetlić cały stragan, pełen bakłażanów, ogórków i słodkawej cebuli. W świetle jednego naftowego ognika gotuje się kolacje w setkach tysięcy wsi. Przy pojedynczych świeczkach dzieciaki, ułożone na klepiskach, odrabiają prace domowe. <br />
Poszczególne twarze, jeszcze bardziej wyraziste, jeszcze więcej mówiące, wyłaniają się z czerni. Na chwilę widoczna staje brązowa skóra, uważne, ogromniejące oczy, lśniące na czole i szyi kropelki potu. Więcej nawet słychać niż widać: przyspieszone szuranie ćappali, przyciszone głosy, jalby mówienie po zmroku było czymś nieprzyzwoitym. Wtedy właśnie, gdy Indii nie widać wyraźnie, ale czuć je - ich niezmodrowany ruch, tetno, kłębienie - przypominają potężnego stwora, nieopisanego w żadnej baśni ani filozoficznym traktacie. Są fenomenalną bestią, która nie chce spać -bytem złożonym z miliarda wirujących we własnym tempie i rytmie drobinek. Jedna po drugiej zatrzymują się, gasną. Znikają żarówki i ogniki. Wielki chaos zasypia.<br />
<br />
Indie mają za mało prądu. Za mało energii, by błyszczeć tak, jakby tego chciały. Wciąż najwięcej zasilania czerpią z węgla. Tamy, które kochał Nehru, zapewniają tylko 14 procent energii, która musi nakarmić ambicje wirującej bestii. Energia atomowa, wbrew podpisanym z USA traktatom, nie robi furrory, szczególnie po Fukushimie. A ambicjom i interesom nowych Indii trzeba elektrycznej mocy. Jej niedostatek już dziś hamuje możliwości. Co dzień, bez przerwy, Hindusi okradają się z prądu - niewydolne państwowe firmy dostarczają go za mało, zbyt wolno. Obrotni mieszkańcy slumsów podciagają nielegalne łącza, a bogacze budują agregatory na wyłączność. Mój przyjaciel z Kalkuty zarabia coraz więcej sprzedając akumulatory. <br />
<br />
Wszyscy chcą więcej światła.<br />
<br />paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-59111452956596726632012-01-16T03:50:00.000-08:002012-01-16T03:50:32.619-08:00Wielkie skanowanie HindusówOd 2010 roku w Indiach trwa największa na świecie akcja gromadzenia biometrycznych danych, pozwalających stworzyć nowoczesne dokumenty tożsamości. Jak dotąd udało się przeskanować (dosłownie, bo zbiera się m.in. obraz siatkówki oka) 200 milionów ludzi. Do końca 2012 r. indyjski rząd, wspierany przez koncern Wipro, zamierza zebrać informacje o 400 milionach osób, czyli jednej trzeciej mieszkańców kraju.<br />
<br />
Jeśli projekt się powiedzie, może mieć przełomowe znaczenie. Po pierwsze Hindusi wreszcie dokładnie się policzą, poznaja faktyczne rozmiary populacji. Po drugie setki milionów ludzi, nie posiadających żadnych dokumentów tożsamości (w Indiach nie ma dowodów osobistych, korzysta się glównie z prawa jazdy, które można zresztą kupić w pół godziny, jak dowiedli dziennikarze BBC), nie mogących w żaden sposób potwierdzić, kim są, zostałaby włączona do systemu gospodarczego, społecznego i politycznego. <br />
<br />
Najważniejszym argumentem w promowaniu akcji biometrycznej stało się hasło o tym, że dzięki precyzyjnym danym pomoc społeczna skuteczniej docierałaby do potrzebujących. W Indiach rośnie liczba osób niedożywionych, w tym - dzieci. Biedne rodziny uprawnione do zapomogi, najczęściej w postaci racji żywieniowych, są okradane przez pośredników. Szacuje się, że dwie trzecie pomocy zywnościowej nie dociera do adresatów. Gdyby odebranie swojej porcji mozna było potwierdzić odciskiem palca czy weryfikacją siatkówki, trudniej byłoby o kradzież. <br />
Posiadanie dokumentów umożliwiłoby też uzyskiwanie pożyczek i zakładanie kont bankowych, na które rząd mógłby bezpośrednio przesyłać finansowe zapomogi. To rozwiązanie budzi jednak opór samych Hindusów, szczególnie kobiet, które boją się, że mężowie - to oni będą w praktyce mieć dostęp do kont - roztrwonią pieniądze. Dlatego wolą worek ryżu i mąkę.<br />
<br />
Wiara, że technologia utrudni machlojki i wyeliminuje nieuczciwych, wydaje mi się na wyrost. W indysjkim społeczeństwie głęboko zakorzeniona jest nierówna dystrybucja dóbr, bezlitosne przekonannie, że różnice pochodzenia objawiają się różnicem statusu i że tak jest w porządku. Ci, którzy zyskują dostęp do władzy, często wykorzystują ja, by demonstrować wyższość. Biorą w ten sposób odwet na tych, którzy mają prawo nimi pogardzać. Lawina niesprawiedliwości toczy się w dół.<br />
<br />
Niewątpliwie beznamiętny technologiczny mechanizm, nieczuły na tradycje, może coś ulepszyć. Ale nim także zawiadują ludzie. Nad środkami, bez względu na sposób ich dystrybucji, czuwają ci, którzy mają do tego mandat. Bez głębokich zmian mentalności poprawa pozostanie fasadowa.<br />
<br />
Jest i niebezpieczeństwo - ochrona danych osobowych w Indiach de facto nie istnieje. Ta ogromna baza danych, która właśnie powstaje, jest nieocenionym kapitałem. Wątpię, by indyjski rząd potrafił zagwarantować prodedury i techniczne rozwiązania skutecznie chroniące informacje o obywatelach.<br />
<br />
W kolejce do punktów rejestracji danych najchętniej, z największą nadzieją stają najbiedniejsi. Mający wiarę w to, że wirualne rozwiązania przyniosą im realny worek ryżu. Tymczasem na górze wojna - premier i minister spraw wewnętrznych nie mogą się porozumieć, co do tworzenia systemu danych. Bogowie się pojedynkują, a ludzie chodzą głodni.<br />
<br />
[pw]<br />
<a href="http://www.paulinawilk.pl/">http://www.paulinawilk.pl/</a><br />paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-41369330165999148052012-01-11T08:37:00.000-08:002012-01-11T08:37:23.471-08:00Czy jest miłość w Indiach?<div style="text-align: justify;">
Znajomy zapytał mnie ostatnio, jak to jest z młodymi Hindusami i miłością. Z rozdwojeniem na liberalne życie, pełne atrakcji i swobody, a wszystkie te aranżowane ceremonie, rodzinne transakcje ślubne, obowiązki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Europejczykowi nie mieści się w głowie, że można się w tym galimatiasie i sprzecznościach odnaleźć. Bo jeśli - to za jaką cenę?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miłość i uczucia w ogóle to najbardziej przemilczana ze sfer życia w Indiach. Pytani o emocje, o kochanie w szczególności, uciekają się do poetyckich metafor, lirycznych porównań, pięknych zwrotów. Robią się zlotoustymi erudytami, udowadniają znajomośc poezji, piosenek, bollywoodzkich dialogów - całego asortymentu narzędzi i spsobów na symboliczne przedstawienie tego, co niewypowiedziane. Jest w tym wyraźne oderwanie od bardziej prozaicznej rzeczywistość, być może także całkowita ucieczka w sferę wyobrażeń i myslenia życzeniowego. Miłość jest fantastyczną iluzją, hipnotyzującą miliony Hindusów od początku trwania ich cywilizacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, czy istnieje kultura tak hołubiąca miłość, robiąca jej tyle miejsca w swoim życiu artystycznym i rozrywkowym. Wiem, że jak w wielu krajach, w Indiach o miłość realną niezwykle trudno. Nie sprzyjają jej ani tradycje, ani obyczaje. Tym bardziej, że intymność, własne uczucia, to egoizm stanowiący zagrożenie dla dobra wspólnoty, rodziny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od dwóch dekad w Indiach coraz ważniejszy staje się jednak kult indywidualności - wszystko, co Generation Now, pokolenie niecierpliwych, chłonie ze świata i cywilizacji Zachodu. Chcą żyć po swojemu, sami decydować, sami wybierać. Chcą jeść to, co im smakuje, nosić ubrania, które im się podobają i brać za żonę dziewczynę, do której coś czują. Czyli robić wszystko obok niewidzialnych, niespisanych, ale obowiązujących reguł. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Żeby żyć pomiędzy tymi światami: zaspokajania własnych pragnień i dbania o dobro wspólne, trzeba żongkerskich umiejętności i wyrzeczeń. Młodzi Hindusi pozornie stają się bardziej wolni, w ich przypadku świat współczesny to rzeczywistość wielu ryzykownych wyborów, sprzecznych dążeń i wykluczających się rozwiązań. Życie jest bardziej skomplikowane, ale dające szansę na szczęście, bo umozliwiające wynegocjowanie ze światem indywidualnego rozwiązania. Niestety jest i koszt, którym najczęściej bywa zakłamanie, hipokryzja, wyrzekanie się albo tradycji, albo wolności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />Młodzi Hindusi są awangardą cywilizacyjnej przemiany, której kształt wyłoni się dopiero, gdy będą - jak ich rodzice - posiwiali, przesiadywać popołudniami na balkonach i w salonach, popijając w ciszy herbatę.</div>
<br />
[pw]<br />
<a href="http://www.paulinawilk.pl/"><strong><span style="color: #741b47;">www.paulinawilk.pl</span></strong></a>paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-72930222749315673772012-01-06T06:23:00.000-08:002012-01-06T06:23:00.333-08:00Eve teasing, czyli jak okiełznać napastnika<br />
Dział "Kobieta" poczytnego indyjskiego dziennika podsuwa czytelniczkom pięć sposobów na radzenie sobie z molestowaniem przez namolnych, bezczelnych, niezapspokojonych facetów.<br />
<br />
Po pierwsze radzi pozostać czujną, nie chodzić po ulicach z iPodem w uszach, tylko mieć oczy dookoła głowy i nie dać się zaskoczyć napastnikowi. Świetny trick, tyle że wdrożenie go niczego nie zmieni. Prędzej czy później, w autobusie czy na chodniku, kobieta zostanie dotknięta, pchnięta, uściśnięta lub dźgnięta przez mężczyznę, który żyje słodkimi wyobrażeniami, a na co dzień łyka gorycz zakazów i wyrzeczeń.<br />Molestujący Hindusi lubią dźgać łokciem w tłumie lub uderzać ramieniem miedzy piersi kobietę nadchodzącą z naprzeciwka. Te dziwne, agresywne gesty - mało kojarzące się z erotycznym pobudzeniem czy czułością - są chyba dosłownym wyrażeniem złości, formą rekompensaty za nerwy, jakie przeżywa niespełniony seksualnie Hindus żyjący wśród przepięknych, nieosiągalnych kobiet.<br />
<br />
Gazeta radzi także wszczynać alarm, robić sceny, wrzeszczeć, generalnie - nie cierpieć w ciszy. To także doskonały pomysł, ale trudny do zastosowania w kulturze, która za przewinienia mężczyzn zwykle kobiety. Robiąc raban molestowana pani ma ogromne szanse wkrótce stać się winowajczynią całego zajścia w oczach obserwatorów, grupy odniesienia, społeczeństwa. Alarm bywa większym ryzykiem dla czci niż milcząca zgoda na jej naruszenie. <br />
<br />
Porada trzecia: odstraszać mową ciała - iść dziarsko naprzód i patrzeć przeciwnikowi w oczy. Bomba! Z pewnością właśnie w tym specjalizują się dziewczyny wychowywane do skromności, uległości i wstydliwego patrzenia w podłogę w obecności mężczyzn.<br />
<br />
Trick czwarty: jeździć publicznymi środkami transportu, a nie rikszami i taksówkami, które dają ich kierowcom większą możliwość do nadużyć. Wszystko to prawda, na pewno w autobusie miejskim (z wydzielonymi miejscami dla pań) czy wagonie kolejowym dla kobiet jest pewniej. Ale nigdzie, naprawdę nigdzie Hinduska nie może czuć się bezpiecznie. A autobusowy ścisk, to wspaniała okazja dla obłapiaczy.<br />
<br />
Porada piąta, ostatnia: ubierać się odpowiednio. I tu, zdaje się, leży klucz do wszystkiego. Gazeta radzi zakrywać ciało. Czyli lansuje przekonanie, że w gruncie rzeczy, kobieta sama prowokuje zło. Jeśli w ogóle jest widoczna, jeśli pokaże choć element swej urody, ściąga na siebie nieszczęście. <br />
Kłopot polega na tym właśnie, że dopóki Hinduski będą obarczone mitem bogini i dziwki, dopóty Hindusi bedą na nich bezkarnie wyładowywać swoje frustracje. <br />
Nie sposób pozostać świętą w kraju milionów rozpalonych żądżą i hipokryzją ludzi.<br />
<br />
[pw]<br />
<br />
<span style="color: #741b47;"><strong>Zapraszam również:</strong></span><br />
<a href="http://www.paulinawilk.pl/"><span style="color: #741b47;"><strong>www.paulinawilk.pl</strong></span></a>paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-1214507323002314052012-01-04T01:13:00.000-08:002012-01-04T01:13:03.380-08:00Luksus dla ubogich<br />
RE60 - tak się nazywa najnowszy model taniego samochodu, którym ubodzy Hindusi (co najmniej połowa społeczeństwa) będą mogli popędzić w stronę komfortowego i luksusowego życia. Wyprodukowany przez firmę Bajaj (największego w świecie specjalistę od pojazdów trójkołowych, głównie rikszy) trafi do sprzedaży w 2012 r. <br />
Będzie się rozpędzał do 70 kilometrów na godzinę, palił litr benzyny na 35 kilometrów i wydzielał 60 gramów dwutlentu węgla na kilometr. Te ekologiczne parametry są bardzo modne w Indiach, makabycznie wręcz zanieczyszczających powietrze swą produkcją przemysłową oraz ruchem samochodowym. Po indyjskich drogach jeżdżą wciąż śmiało wspaniałe bestie, pamiętające Brytyjczyków. Niektóre mają drewniane nadwozia. Inne - potężne silniki, zajmujące jedną trzecią autobusu i buchające w trasie takim gorącem, że można się poparzyć od samego siedzenia w pobliżu.<br />
<br />
RE60 ma oznaczać nadejście nowej ery dla tych, którzy dotąd o podróżowaniu samodzielnym i wygodnym nawet nie marzyli. Ścisk w indyjskich środkach transportu jest niewyobrażalny - dotarcie do pracy oznacza ogromny wysiłek i ryzyko. Tłum na stacjach kolejowych, wirujący jak wielki potwór, wchłania albo wypluwa ludzi. W godzinach szczytu nikt samodzielnie nie wsiada do pociągu, po prostu staje tam, gdzie ma szansę być wessanym lub wyrzuconym z wagonu przez ogólny, masowy ruch. A po kilkunastu godzinach ciężkiej pracy jedzie się do domu dwie godziny, w autobusie tak zapchanym, że nie trzeba się trzymać. Autobus się dławi, częściej staje niż rusza, a zanim się rozpędzi - już hamuje. Cały kraj po 17 dławi się w korkach. Wielkie dworce biją na głowę wszystkie legendy o tokijskim metrze. Japończycy pilnie strzegą granicy intymności, jadą do domu czytają manggę, Hindusi z trudem łapią dech i ociekają potem.<br />
<br />
Dlatego nowy, niewielki i sprytny samochód przemawia do wyobraźni wielu umęczonych i spragnionych wygodu ludzi. To nie pierwszy taki pomysł. W roku 2008 firma TATA zaprezentowała najtańszy samochód świata - Nano, mający kosztować 2,5 tysiąca dolarów (100 tys. rupii). Nano nie ma klimatyzacji ani wspomagania kierownicy, a szyby odkręcają się ręcznie. Mimo to miał być odpowiedzią na oczekiwania rodzin, które dotąd musiały się w kilka osób pomieścić na jednym skuterze - w skwarze czy deszczu.<br />Zaczęło się jak piękny sen (zamówienia na Nano liczone w setkach tysięcy), ale rzeczywistość szybko go przerwała. Protest rolników przeciwko budowanie fabryki Nano na ich ziemi (pierwsza w Indiach wygrana batalia przeciwko dużemu kapitałowi) opóźniła start produkcji o rok, potem jeden z samochodów się zapalił - po entuzjastycznym przyjęciu zostało mdłe wspomnienie.<br />
Jednak najbardziej zaszkodził marketing. Okazało sie, że Hindusi nie chcą być posiadaczami "najtańszego" pojazdu. Chcą kupować ekskluzywne marzenie, a nie przecenioną konieczność. Dlatego Nano czekają ponowne narodziny, w ulepszonej i droższej wersji. Będzie reklamowany jako samochód dla młodych z klasy średniej, a nie podmiejskich rodzin. Czyli z bieda-caru ma się zmienić w hipsterski gadżet. <br />Teraz jednak będzie i konkurent - RE60, czyli właściwie czterokołowa riksza. <br />
Te małe, zwinne pojazdy są nie do przecenienia w zatłoczonych miastach, gdzie kłopotem jest parkowanie i przedzieranie się ulicami, ale radzą sobie dzielnie również na prowincji, gdzie asfalt, jeśli jest, urywa się nieprzewidzianie.<br />
<br />
Pojawienie się Nano i RE60 przypomina, że bieda, to dla świata konsumpcji rynek jak każdy inny. Niezamożni czy ubodzy także są klientami. Oprócz samochodów, w Indiach powstają już dla nich specjalne osiedla z mieszkaniami trochę lepszymi niż w slumsach, wyspozażonymi w toalety i wodę bieżącą. Takie domy "produkuje" ta sama firma, która stworzyła Nano. Indyjska biedota, ignorowana i zwodzona przez polityków, doczekała się uznania ze strony potężnych przedsiębiorców. <br />
<br />
[pw]<br />
<br />
<span style="color: #741b47;"><strong>Zapraszam na </strong></span><a href="http://www.paulinawilk.pl/"><span style="color: #741b47;"><strong>www.paulinawilk.pl</strong></span></a><span style="color: #741b47;"><strong>.</strong></span>paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-85217833295078586092012-01-02T11:29:00.000-08:002012-01-02T11:29:38.723-08:00Hindusi: jedna szósta ludzkości<br />
Jedną z najważniejszych wiadomości minionego roku, przypominaną teraz w prasowych zestawieniach, była informacja, że co szósty mieszkaniec Ziemi mieszka w Indiach. Hindusi stanowią już 17 procent populacji świata, czyli jest ich więcej niż łącznie mieszkańców Indonezji, USA, Brazylii, Japonii, Bangladeszu i Pakistanu. W ciągu ostatniej dekady przybyło ponad 180 milionów Hindusów, teraz jest ich około 1,2 miliarda.<br />
Ilu dokładnie, nie wiemy. Kłopoty z policzeniem się maja nawet uporządkowani Niemcy, a w Indiach życie uchwycić trudno, szczególnie w małych, oddalonych od tak zwanej cywilizacji wsiach, a z drugiej strony - w przeludnionych miastach, pełnych chodnikowych lokatorów, którzy często się przenoszą. Nie mają nawet garnka, nie mówiąc o dowodzie tożsamości.<br />
<br />
W tym życiu - takim właśnie ogołoconym, pozbawionym narzędzi, sprzętów, strojów - bo często jest tylko podarta szmata zakrywająca ciało - jest coś głęboko poruszającego. Wychudzone, utrudzone dniem ciała przesuwają się ulicami, opierają o budynki, leżą wzdłuż ścian. Zajmują niewiele miejsca, czasem dosłownie znikają - trzeba się przyjrzeć, żeby dostrzec, że pod zwojami brudnej bawełny jest człowiek. Miliony ludzi są niewidoczne: z wychudzenia, z wycieńczenia, z powodu obojętności, a może z własnej woli - w pewnym, trudnym do uchwycenia sensie, wolą zajmować swoją egzystencją mniej miejsca.<br />
<br />
Bo miejsce, w kraju tak zatłoczonym, ma decydujące znaczenie. Prawo do przestrzeni, anektowanie jej, odbywa się na wiele sposobów. Wszystkie podlegają ścisłym regułom, bardzo trudnym do zrozumienia dla turystów i innych wizytujących. <br />Jak to się dzieje, że na tym, a nie innym kawałku chodnika można postawić stragan, handlować tam, jeść i spać? A kilkanaście metrów dalej już zainstalować się nie można, bo inni mieszkańcy ulicy czy rejonu przegonią, policjanci zaczną wymachiwać bambusowymi pałkami - może dla łapówki albo tylko dla demonstrowania władzy.<br />
Nie na każdym skrawku ziemi niczyjej wolno się położyć. Choć indyjskie ulice, rynsztoki, zaułki i chodniki wydają się zaniedbane, bezimienne, w rzeczywistości do kogoś należą. Choćby dlatego, że ktoś rości sobie do nich prawo, uświęcone - jak wiele innych spraw - nie logiką, ale mocą tradycji i przekonania. <br />
<br />
Trudno się pomieścić, szczególnie w miastach, przeludnionych, rosnących jak wielkie bąble. Fenomenalny paradoks - są jednocześnie fascynującymi tyglami i faktycznym, wirującym koszmarem.<br />Nie wiadomo, czego w nich więcej - ludzkiej witalności, czy nieszczęścia i krzywdy. Inwencji, która dźwiga ludzi co dnia, czy oszukiwanych co rano nadziei. Ile czekania na lepsze, a ile złudzeń, że lepsze w ogóle istnieje.<br />
<br />
Na prowincji inaczej: więcej miejsca, wielkie przestrzenie, godziny w pociągu bez widoku większych zabudowań czy miasteczek. Potężne, zdaje się - bezgraniczne - Indie. A jednak wszędzie, zawsze wyczuwa się obecność ludzi. Gdzieś na polu, pod krzakiem, chroni się przed upałem chudy rolnik. Dalej biegną bawoły, znak, że gdzieś jest zagroda. Wydeptana w skalnym zboczu ścieżka. Albo ułożony stóg siana, jak dowód, że w pobliżu jest jakieś życie. Nigdy pojedyncze.<br />
<br />
W Indiach jest ciasno. I ma to, poza wieloma trudnymi aspektami, jedną zaletę: bycie razem. Także w niedoli, w braku i biedzie. Dosłowna samotność - tak ogromna, wnikająca pod skórę w Afryce - tutaj właściwie nie istnieje. Nie ma na nią miejsca.<br />
<br />
[pw]<br />
<br />
<strong><span style="background-color: white; color: #741b47;">Zapraszam na:</span></strong><br />
<a href="http://www.paulinawilk.pl/"><strong><span style="background-color: white; color: #741b47;">www.paulinawilk.pl</span></strong></a>paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-64363370001425289552011-12-04T08:43:00.001-08:002011-12-04T09:06:40.470-08:00Hipermarkety zamiast targówPrzez Indie przetacza się fala protestów - miliony handlarzy wściekają się na rząd, który zamierza otworzyć rynek sprzedazy detalicznej dla wielkich międzynarodowych sieci. 90 procent handlu odbywa się na co dzień w sklepach "na rogu" - rodzinnych biznesach, których właściciele znają klientów od lat, budują swoją ofertę na zaufaniu, sprzedają lokalne wyroby, dbają o jakość i starają się nie podnosić cen. Narożny sklep, z grubym właścicielem, spędzającym całe dnie na krześle, i jego pomocnikami, podającymi towary z półek, pawlaczy, piwnic, to coś więcej niż miejsce wymiany pieniędzy na towar.<br />
To centrum lokalnego życia, tętniący klub dyskusyjny, lokalna agencja prasowa, wypuszczająca z siebie najważniejsze informacje. Ważny społeczny tygiel, miejsce spotkań, w którym uprawia się sztukę niespiesznej rozmowy, gdzie popija się herbatę ze straganu obok, gdzie jedną gazetę czyta kilku mężczyzn, przesiadują dzieci, dzieląc między sobą paczkę herbatników. Dla wielu kobiet, spędzających życie na pracach domowych, wyprawa do sklepu i na targ, jest najważniejszym i bezcennym kanałem kontaktu ze światem.<br />
<br />
Tesco, Carrefour i Wal-Mart mogą tę niezwykłą społeczną sieć znacznie osłabić, jeśli nie zniszczyć. Choć te sieci są obecne w Indiach od kilku lat, dotąd miały pozwolenie tylko na sprzedaż hurtową w systemie cash & carry. Teraz indyjski rząd umożliwi im sprzedaż detaliczną. Zwolennicy otwarcia Indii na wielki handel mówią o korzyściach: rozbudowie infrastruktury na koszt (właściciele sieci zbudują przeciez drogi dojazdowe, parkingi, podciągną prąd, oświetlenie), miejscach zatrudnienia, wreszcie - niższe ceny towarów, dość ważne w związku z wysoką od dwóch lat inflacją.<br />
Ale te konsumpcyjne zaklęcia nie uwzględniają ważniejszej, kulturowej zmiany, jaka Hindusów czeka. <br />
<br />
Hindusi są narodem handlarzy. W mistrzostwie sprzedawania towarów nie mają sobie równych i wszędzie, gdzie tworzą diaspory - od Londynu po Nairobi - potrafią tę sztukę odtworzyć. Wielkie sieci handlowe, zważywszy na wielki apetyt indyjskiej klasy średniej, mogą ten świat bezpowrotnie zmienić, a przede wszystkim zagrozić istnieniu miejskich i wiejskich targów. Wyssają handlowe życie z centrów miast i zamkną je w galeriach i supermarketach przy ruchliwych arteriach. To wspaniałe dla liczącej ponad 300 mln osób klasy średniej z grubymi portfelami, fatalne - dla większości indyjskich handlarzy i mniej zamożnych klientów, których naturalne środowisko będzie zagrożone.<br />
<br />
Wielkie sieci handlowe, to także unifikacja produktów, miażdżenie drobnych różnić, likwidowanie mozaikowości indyjskiego życia. W Polsce duże sieci handlowe weszły na "ziemię niczyją", dlatego poszło im tak gładko. Krucha sieć butików, tworzonych przez polskich przedsiębiorców po 1990 r., nie mogła się oprzeć takim gigantom.<br />Szczęśliwie tradycyjne ciagi handlowe w Indiach są silniej zakorzeniowe i bardziej skomplikowane, a indyjski rząd zamierza nałożyć na komercyjne sieci pewne ograniczenia. Ale jedno jest pewne: nadchodzi korporacyjna era. Jest ona szansą nie dla indyjskiego handlu - bo lepiej i piękniej uprawiać go nie można - ale dla słabnących zachodnich korporacji, które muszą się rozwijać lub ginąć. <br />
<br />
[pw]<br />paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-48339732617983782612011-12-02T06:03:00.001-08:002011-12-02T06:22:05.127-08:00Zamordowany za kastęW Uttar Pradeś znaleziono porzucone na polu zwłoki nastolatka. Neeraj Kumar poprzedniego dnia wyszedł z domu po kolacji, żeby u kolegi obejrzeć program w telewizji. Został uduszony. Zginął, bo miał nieodpowiednie imię. Urodził się jako jeden z dalitów (dawnej - niedotykalnych), a ojciec dał mu na imię tak samo, jak inny mężczyzna mieszkający w wiosce, tyle że cieszący się lepszym pochodzeniem i wyższym statusem. Rodziny przez wiele lat spierały się o imiona.<br />
<br />Sąsiad domagał się, by ojciec Neeraja zmienił jego imię. Obawiał się pomyłek, uderzających w honor swojej rodziny. Teraz twierdzi, że nie ma z zabójstwem nic wspólnego. Policja aresztowała dwóch jego przyjaciół i poszukuje dwóch synów, najprawdopodobniej zamieszanych w zabójstwo. <br />
<br />
To jedna z wielu ponurych historii, które obalają mit indyjskiej sprawiedliwości społecznej i dobrze funkcjonującej demokracji. Indie są republiką paradoksów, przestrzenią, w której współistnieją szczytne ideały, sprawdzone instytucje, zabobonne praktyki i nieśmiertelne mechanizmy nienawiści. <br />Nie trzeba wiele, by zrozumieć, jak silne są społeczne napięcia, jak iskrzy wzajemna niechęć, jak krucha (co nie znaczy: nietrwała) jest społeczna równowaga nad Gangesem. Wystarczy lektura porannych gazet, z gwarantowaną panoramą okrucieństwa: zabójstw, pobić, rozpaczliwych samobójstw.<br />
<br />
Te historie trafiają nie do tabloidów, wcale nie są drukowane jako sensacyjne ciekawostki. <br />Gorzej: znajdują się w dziennikach opinii, podane „standardowo”, jako jedna z wielu pełnoprawnych informacji dnia. Ani ważniejsza, ani mniej spektakularna, stale obecna w codziennym pejzażu.<br />
<br />
„Zmiana” - słowo, które Zachód tak kocha - w Indiach ma szczególne znaczenie. Nigdy nie obejmuje wszystkich, nie dokonuje się w tym samym kierunku. Tylko niektórych popycha do swobodnego życia, innych silniej wciska w jedną z niezliczonych nisz, gdzie czas się zapętlił. <br />Kastowość, choć ulega przeobrażeniom i zmienia się na tak wiele sposobów, że badacze za nimi nie nadążają, nie słabnie. Jest wręcz zabójczo namacalna.<br />
<br />
[pw]<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-47793134522329477422011-11-29T23:56:00.001-08:002011-11-30T00:27:00.032-08:00Seksualna nuda w Indiach„India Today” publikuje coroczny raport o życiu erotycznym Hindusów. Z najnowszego wynika, że indyjscy małżonkowie coraz częściej unikają seksu, a w łóżku głównie się nudzą. Połowa badanych kobiet odmawia współżycia pod byle pretekstem, to samo robi jedna trzecia mężczyzn.<br />
<br />
Dziewiąte badanie przeprowadzane przez "India Today" i firmę Nielsen w 11 indyjskich miastach tym razem dotyczy rodziny i seksu małżeńskiego. W poprzednich Hindusi opowiadali m.in. jak często i z kim zdradzają małżonków (zdrada to tabu, ale z raportu wynikało, że także norma), jakie mają fantazje erotyczne, jak wcześnie zaczynają życie płciowe (kulturowo seks przedmałżeński jest zakazany, jednak badania pokazywały, że próg rozpoczęcia życia seksualnego się obniża, w kłopocie są kobiety, od których wciąż wymaga się dziewictwa do zamążpójścia).<br />
<br />
Teraz badani małżonkowie zgodnie deklarują wzajemne znudzenie. Zadowolenie z seksu jest najniższe od 10 lat - spadło do 27 procent. Blisko połowa mężczyzn twierdzi, że żona nie jest ich ulubioną partnerką w łóżku (czytaj: mają inne), a ponad jedna trzecia kobiet - że po kilku latach małżeństwa straciły zainteresowanie seksem. 13 proc. kobiet nie potrafi określić, czy po stosunku czuje się „spełniona” (trudno się dziwić spadkowi zainteresowania).<br />
Wszystko to wcale nie przeszkadza Hindusom cieszyć się życiem. Ogólne zadowolenie wyraźnie podskoczyło. Usatysfakcjonowanie z pracy wzrosło o 10 procent - deklaruje je już 42 procent Hindusów.<br />
<br />
Witajcie w rzeczywistości kapitalizmu, w której relacje uczuciowe i fizyczne zastępuje związek z biurem i szefem. Indyjscy psychiatrzy komentują, że ludzie nie mają czasu i siły na seks ani utrzymywanie związków emocjonalnych, są dodatkowo rozpraszani rozrywkami konsumenckimi. Równolegle rozkwitają fantazje erotyczne, pornografia i rynek usług seksualnych. 48 procent mężczyzn marzy o seksie z gwiazdami filmowymi (sąsiadki, bratowe, o żonach nie mówiąc - są bez szans). Połowa pytanych mężczyzn ogląda porno, zwykle w łazience, do której wymykają się z małżeńskiej sypialni za laptopem.<br />
Młodym też technologia zastępuje zbliżenie - pomysłowe młode indyjskie tygrysy i tygrysice omijają zakazy i uprawiają seks wirtualnie. Do czasu, gdy wylądują w małżeńskiej sypialni, żeby się wspólnie... ponudzić.<br />
<br />
[pw] <br />
<br />
* powyższe odnosi się do członków klasy średniej mieszkających w dużych ośrodkach miejskich. Życie erotyczne na wsi, to z pewnością obraz znacznie bardziej ponury i, jak dotąd, niezbadany. <br />
<br />
<br />
<br />
<br />paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-10411340666868266302011-11-28T12:33:00.001-08:002011-11-28T12:48:27.544-08:00Przyszłość w liczbie pojedynczejBBC podało dziś najnowsze dane dotyczące malejącej liczby małżeństw w Japonii. A dokładniej - błyskawicznie rosnącej liczby singli. Ponad 60 procent mężczyzn i równo połowa kobiet między 18 a 34 rokiem życia nie ma partnera/partnerki. Co więcej, blisko jedna czwarta singli nie szuka partnera i nie planuje żadnej formy związku. Dla społeczeństwa, w którym już teraz czterech na pięciu ludzi przekroczyło 65 rok życia, to oznacza gwałtowne skurczenie populacji.<br />
Warto obserwować japońskie tendencje. Wyprzedzają Europę o jakieś dwie dekady i w jaskrawy sposób pokazują wszystkie zjawiska, z którymi i my będziemy musieli sobie poradzić. Starzejące się społeczeństwo nie jest skłonne do innowacji, nie wymyśla nowych rozwiązań, a to one są współcześnie najważniejszą globalną walutą. Chiny, Indie, Brazylia czy Meksyk rosną w siłę przede wszystkim dzięki swym młodym populacjom.<br />
<br />
Japończycy innowacyjny boom zakończyli w latach 90. gospodarczym krachem, z którego nigdy się nie podnieśli. Najprawdopodobniej właśnie z powodu starzejącej się populacji, która w ogromnym stopniu obciąża budżet państwa - coraz więcej osób potrzebuje zasiłków i opieki medycznej, a coraz mniej płaci podatki.<br />
<br />
Niechętni małżeństwom i zakładaniu rodziny single przepowiadają świat bez przyszłości. Japońskie społeczeństwo wkrótce zacznie gwałtownie maleć. Wraz z nim skurczy się gospodarcze znaczenie wysp.<br />
Ale jest, rzecz jasna, ważniejszy aspekt - braku relacji. Jedna czwarta japońskich singli po 35 roku życia odpowiedziała, że nigdy nie uprawiała seksu. <br />
<br />
Jeśli Japończycy są futurystyczną wersją nas samych, czeka nas rzeczywistość gospodarczego zastoju, społecznego hamowania i coraz bardziej fikcyjnej miłości.<br />
<br />
[pw]paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-28281145178989116772011-11-22T04:55:00.001-08:002011-11-22T05:13:10.217-08:00Indie: rupia warta coraz mniejNa okładce nowego „Time” chiński smok i indyjski słoń walczą o najbardziej eksponowaną pozycję. Publicyści zastanawiają się, która z wielkich azjatyckich gospodarek weźmie górę. Wiele podobnych analiz czytałam już w prasie światowej, ale traktuję je z dystansem. <br /><br />
Dziennikarze, nawet najpoczytniejszych magazynów, także padają ofiarą mody. Mody na tematykę, na określony sposób widzenia rzeczywistości, promowanie tych albo innych rejonów świata.<br />Indyjska rzeczywistość nie przypomina wcale przystrojonego klejnotami słonia, gotowego ruszyć n podbój świata. Ten słoń porusza się wciąż ociężale, być może wszystkie te błyskotki są na wyrost i krępują jego ruchy.<br /><br />
Nigdy w historii notowania rupii wobec dolara nie były tak złe. Od początku roku wartość indyjskiej waluty spadła o 14 procent, dziś za dolara płaci się ponad 52 rupie. To niezła wiadomość dla podróżnych z plecakami, może w tym sezonie będą odrobinę do przodu. Ale cokolwiek zyskają na wymianie waluty, stracą na targach, w sklepach i hotelach. Inflacja szybko zmienia ceny i usztywnia zwykle skłonnych do targowania się handlarzy.<br />
<br />
Dziś inflacja przekracza w Indiach 10 procent, ale ceny żywności podrożały w tym roku o jedną piątą. To problem najuboższych i niedożywionych, których grupę szacuje się nawet na 40 procent ponadmiliardowego społeczeństwa. Zważywszy na to, że około 90 procent Hindusów żyje w biedzie, a tylko około ośmiu procent korzysta z ekonomicznego boomu, warto w ogóle zastanowić się, czy to określenie ma rację bytu.<br />
<br />
Sukces indyjskiej gospodarki w ogromnym stopniu zależy od kondycji jej europejskich partnerów. Część z nich właśnie wycofała indyjskie inwestycje, stąd gwałtowny spadek waluty. Zmniejszenie wartości inwestycji jest drastyczne - z blisko 30 miliardów USD w ubiegłym roku, do zaledwie 530 milionów USD w tym roku. <br />
<br />
Indie, to rzeczywistość przeciwieństw. Jeśli jakaś jej część się rozwija, inna przechodzi regres. Jeśli ktoś się bogaci, wielu traci. Jeśli gdzieś dokonuje się postęp, gdzie indziej wygrywa tradycja. <br />Indyjski słoń drepcze w miejscu. <br />
<br />
[pw]<br />
<br />paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-14791056946542329492011-11-14T05:44:00.001-08:002011-11-14T05:59:43.377-08:00Indie. Niedotykalni versus dynastiaRahul Gandhi rozpoczął kampanię wyborczą w stanie Uttar Pradeś. To potężny kawał ziemi w sercu Indii, gęsto zaludniony, przeważnie rolniczy, nazywany sercem kraju. Cztery lata temu wybory stanowe wygrała tam Bahujan Samaj Party, partia biedoty, a dokładniej Dalitów, dawniej nazywanych niedotykalnymi. Indyjski Kongres Narodowy, który reprezentuje Rahul, spadkobierca dynastii Nehru-Gandhi, zdobył wtedy tylko 22 z 80 miejsc. Teraz przystojny i popularny przywódca, ucieleśniający majestat indyjskich elit chce zdobyć więcej.<br /><br />
Jego zderzenie z szefową partii Dalitów, charakterną Mayawati, będzie potyczką osobowości i prawdopodobnie mocnym medialnym spektaklem. Rahul lubi populistyczne gesty - siada na progu wiejskiej chaty i pie wodę ze studni, pokazując, że blisko mu do zwykłych ludzi. Albo protestuje z miejscowymi rolnikami przeciwko przejmowaniu ich ziemi pod lokalne inwestycje.<br />
A Mayawati stawia Dalitom pomniki i ostro krytykuje rząd centralny za korupcję. Jest „mocniejsza w gębie” i z pewnością lepiej radzi sobie z autopromocją. Największym atutem Rahula jest nazwisko, splendor i boska aura, która wciąż skutecznie działają na ubogich. <br /><br />
W Uttar Pradeś podczas wyborów w styczniu zderzą się dwie partie, które twierdzą, że najlepiej reprezentują najbiedniejszych. Przez kilkadziesiąt lat Kongres skutecznie tworzył wrażenie, że jako jedyna organizacja potrafi zadbać o ich interesy, odbierał elektorat partiom wąsko sprofilowanym na biedotę, jak BSP. Ale ta epoka dobiega końca. Coraz większą rolę odgrywają lokalne partie. A wybory stanowe są ważniejsze niż te do indyjskiego parlamentu. Władza centralna nie sięga na prowincję, istotniejsze jest więc, kto rządzi z dala od wielkich miast.<br /><br />
Sam Rahul, od blisko 10 lat nazywany "przyszłym premierem Indii", pozostaje politykiem bezbarwnym, mało aktywnym i - o dziwo - nadal mało doświadczonym. Jego prywatna kampania wyborcza przypomina nudną operę mydlaną. Zapowiadany wybuch politycznego talentu prawdopodobnie nigdy już nie nastąpi. A podobieństwo między Rahulem i jego charyzmatycznym ojcem Rajivem, kończy się na uśmiechu i dołeczkach w policzkach. Prawdziwą lwicą jest siostra Rahula, Priyanka. Ale jak na posłuszną córkę przystało, ustąpiła bratu pola.<br /> <br />paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-12089265338512285782011-10-30T10:03:00.000-07:002011-10-30T10:04:19.643-07:00Kobiety w indyjskiej polityce<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnie lata, to fenomenalna kariera polityczna kilku Hindusek. Szczególnie ciekawa, jeśli prześledzić ich pochodzenie, środowiska, które reprezentują, ale i kontekst kulturowy, w którym dochodzą do władzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po pierwsze szczególny przypadek Sonii Ghandi, z domu Maino. Kariera w europejskiej terminologii wręcz kosmiczna, w azjatyckiej tradycji dziedziczenia predystynacji do władzy - całkiem logiczna. Wdowa po zamordowanym Rajivie Gandhim, cóż z tego, że Włoszka i katoliczka, przejmuje de facto koronę politycznej dynastii, od 2005 r. rządzi Indiami z tylnego fotela, jako szefowa największej partii, sterująca premierem. Mówiono, że będzie papierową lalką, dziś mówi się, że jest kobietą ze stali.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale ciekawsze są chyba kariery rodzimych przywódczyń, rosnących w siłę reprezentantek nizin społecznych, choćby Mayawati czy Mamaty Bannerjee. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Mayawati przez lata bokotowała media, tłumacząc, że jej wyborcy nie mają telewizorów, więc i ona nie musi pokazywać się na wizji. Butna, ale charyzmatyczna, wolała stawiać pomniki dalitom i składać populistyczne obietnice. Niedoceniana przez Indyjski Kongres Narodowy jako rywalka w wyborach stanowych, wygrała i wtedy zaczęła swą wielką przemianę. Z roku na rok jest coraz bardziej wyrafinowanym graczem, pozuje do zdjęć na okładkach tygodników, a przed dwoma laty była wymieniana wśród kandydatów na premiera.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wreszcie drapieżna Mamata, zwana Didi - siostrą. Przywódczyni wiejskiej biedoty i robotników z Bengalu Zachodniego (ze stolicą w Kalkucie). Indyjski odpowiednik polskiego Andrzeja Leppera, tyle że w sari. Zboża na tory nie wyrzucała, ale szefowała strajkom, blokadom, nie pozwoliła odebrać rolnikom ziemi pod fabrykę samochodową koncertu TATA. Pognała wielkich kapitalistów, pognała i rządzących w Kalkucie przez 35 lat (bez przerwy!) marksistów. Teraz Kalkuta jest w jej rękach. Pyskata, twarda populistka wciąż obiecuje ubogim cuda. Ile z tych cudów zobaczą? Na razie nie widzą podwyżek cen biletów kolejowych, a to już wiele. Przynajmniej w sferze retoryki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jedno wiadomo. W Indiach dużo, coraz więcej, do powiedzenia mają ubodzy. Zawiedzeni rządami Kongresu, który w gruncie rzeczy sprzyja klasie średniej, chcą wmieć własne, lokalne boginie. Im ufają, je bedą uwielbiać i nosić na rękach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bogini matka ma wiele twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.paulinawilk.pl/"><strong>www.paulinawilk.pl</strong></a></div>paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-55868454175601150732011-10-25T08:16:00.000-07:002011-10-25T08:16:06.079-07:00System kastowy: jest czy nie ma?Przypomniało mi się. Jest ciepły wieczór. Siedzimy w miłej, wegetariańskiej restauracji, gdzieś w centrum Kalkuty i rozmawiamy w lekkim tonie o kastowości w Indiach. Ja, znajomy muzułmanin, znajomy hindus. Międzykulturowa pogawędka o rygorystycznych, choć niewidocznych podziałach, oplatających Indie gęstą siecią.<br /><br />
Kolega muzułmanin mówi, że kasty nie mają znaczenia. Że to wszystko przeszłość, zapomniana, zdezaktualizowana, zresztą jemu - wyznawcy Islamu - to nigdy nie robiło różnicy, nigdy niczego nie definiowało. Kolega hindus, bardzo zresztą liberalny, twierdzi podobnie: kasty są passe, jak spodnie z zeszłego sezonu, dawno nieużywane, budzące złe skojarzenia, nowoczesnym Hindusom bardzo w nich nie do twarzy.<br /><br />
Słucham uważnie i rozmyślam: czy obaj mówią prawdę? Czy dla nich kastowość jest jak sanskryt - martwy język, którym nie sposób trafnie opisać aktualnej rzeczywistości? Czy już go nie używają, czy też nigdy się nim nie posługiwali? A może tylko deklarują to, do czego czują się zobowiazani - swoim wykształceniem, liberalnym światopoglądem?<br /><br />
Bo przecież kastowość jest. Namacalna, niewidoczna, ale obecna. Wciąż przy tak niewielu ogłoszeniach matrymonialnych znajdują się adnotacje "caste no bar" (kasta bez znaczenia). Bo przecież wciąż tyle honorowych zabójstw, krwawych wyroków za wyłamanie się z granic kasty. I wreszcie tyle nieudokumentowanych, codziennych gestów, posiłków i praktyk, odnawianych w tych zamkniętych społecznościach. Jakby na nowo wypisujących w powietrzu stary porządek, powtarzanych dla lepszego zapamiętania, utrwalenia.<br /><br />
Mówimy o kulturowych znaczeniach zaklętych "między słowami”i nieprzetłumaczalnych, ale kastowość to jeszcze inna sfera - w ogóle niewypowiedziana, a wszechobecna. Prawdopodobnie dlatego nieusuwalna.paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-69639285538812912912011-10-19T13:44:00.000-07:002011-10-19T13:44:45.299-07:00Hindusi szykują DiwaliNadchodzi Diwali - Święto Świateł, celebrowane ku czci bogini Lakszmi. Hindusi będa palić ognie i świece. Zapolują na sowy, podobno co roku podczas tego wielkiego hinduistycznego festiwalu ginie wyjątkowo dużo sów. Mają pewne znaczenie w lokalnych kultach i - jak rozłupywane kokosy - zapewniają pomyslność.<br />To zagadkowe połączenie - religijnego uniesienia i wiary w Boga z zabobonem, wiarą w czary, zaufaniem nie tylko do szanowanych astrologów, ale wioskowych wróżbitów. Wygląda na to, że przeżycie duchowe, religijne zajmuje w umysłach Hindusów tę samą przestrzeń, co zaklinanie rzeczywistości, skłonność do obłaskawiania sił kosmicznych, próba wykupienia lepszego losu. A wszystko to, dla dalszego skomplikowania, dzieje się w umysłach hindusów, wierzących, że ich życie i jego tok nie do nich należy, że idą ścieżką już przewidzianą, jedyną z możliwych, nieodwołalną. Prawdopodobnie i w nich górę bierze to przyziemne pragnienie bycia szczęśliwszym tutaj i teraz.paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-30158139075296898072011-10-17T12:05:00.001-07:002011-10-17T12:05:21.784-07:00Indie w "Rzeczpospolitej"Indie pisane krwią, czyli Bartosz Marzec recenzuje w "Rzeczpospolitej" LALKI W OGNIU. OPOWIEŚCI Z INDII.<br />Polecam (się).<br /><a href="http://www.rp.pl/artykul/9131,734808-O-Indiach-bez-znieczulenia---recenzja-ksiazki-Pauliny-Wilk.html">http://www.rp.pl/artykul/9131,734808-O-Indiach-bez-znieczulenia---recenzja-ksiazki-Pauliny-Wilk.html</a>paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3427711372261672678.post-85759371051803883982011-10-17T00:08:00.000-07:002011-10-17T00:09:40.258-07:00Bombaj: iPady w kościołachTechnologia, kiedy łączy się z tradycją, nie zawsze służy tak zwanemu postępowi. W Indiach widać wyraźnie, jak wynalazki i nowoczesność są włączane do systemu zwyczajów i wierzeń, i wcale go nie kruszą. W kraju, w którym sprzeczności i skrajności sąsiadują ze sobą bezkonfliktowo, połączenie zdobyczy cywilizacyjnych z przyzwyczajeniami daje zaskakujące efekty. <br />
<br />
Wydawałoby się, że iPady - jako niezrównane zabawki dla dorosłych i dla dzieci, pochłaniające czas i odciągające od życia rzeczywistego i duchowego, raczej nie sprzyjają religijności. Tymczasem właśnie ułatwiają pracę katolickim księżom w Bombaju. Odkąd Watykan zaaprobował aplikację z modlitewnikiem, indyjscy duchowni korzystają z urządzeń Appla podczas nabożeństw. Nie wiem, co im to ułatwia, może już nie boją się wilgoci i pleśni, która pożera książki, w tym Biblie, nad Gangesem. Pikselom monsun nie straszny. Rośnie popularność iBrewiarzy. Otwartość Kościoła Katolickiego na gadżety wcale jednak nie oznacza otwartości wobec swobodnego stylu życia posiadaczy tych gadżetów. Kościół tylko chce być sexy.<br />
<br />
A skoro o seksie i płodności, to technologie medyczne część spraw w Indiach utrudniają. Badania USG, pozwalające ustalić płeć płodu, w Europie zasadniczo służą bezpieczeństwu nienarodzonych dzieci. W Indiach ułatwiają selektywne aborcje - pozbycie się dziewczynki, jeśli rodzina czeka na chłopca. Już nie trzeba, jak na wsiach, zabijać niechcianych dzieci po porodzie. Można wcześniej, w prywatnym gabinecie, z dyskrecją ominąć prawo.<br />
<br />
Z drugiej strony - brak badań USG na wsiach powoduje, że tysiącom Hindusek "profilaktycznie" usuwa się macice. To makabryczna mieszanka opieki medycznej z antykoncepcją. Matki kilkorga dzieci mają gwarancję, że więcej nie urodzą, ale szybciej się starzeją, chorują. I cierpią.<br />
Indie poruszają się jednocześnie naprzód i wstecz. Technologia nie wyznacza kierunku, jest tylko narzędziem, które - w zależności od ludzkiej intencji - służy czasowi przyszłemu lub umacnia przeszły.<br />
<br />paulina_wilkhttp://www.blogger.com/profile/14096855249628642687noreply@blogger.com0