poniedziałek, 26 września 2011

Indie pod wodą

Monsunowa katastrofa. Letnia pora deszczowa, opisywana w indyjskich powieściach, pieśniach i wierszach jako najbardziej romantyczna, dla wielu Hindusów mało ma wspólnego z miłosną melancholią, a więcej z horrorem.
Od dwóch tygodni opady są tak silne w niektórych stanach, że życie dwóch milionów ludzi znalazło się pod wodą. 80 osób zginęło - utonęli, zmarli od ukąszenia węży, przygniotły ich rozpadające się domy. Zapadają się ściany, domy sklecone z byle czego dosłownie się rozpływają. Zbudowane naprędce, łatwo poddają się wodzie, ale - to paradoks towarzyszący indyjskiej biedzie - równie łatwo postawić je od nowa. Ubóstwo jest najbardziej podatne na działanie sił natury, zupełnie przed nią nie chronione. Broni się uporczywie w jedyny dostępny sposób - przepędzane i niszczone, odbudowuje się. Z rozproszonych resztek, z kilku desek, kawałka dykty i folii. Z niczego.
Duże części kraju są dziś odcięte od świata. To  dramat na skalę znacznie większą niż nasze polskie powodzie, niż amerykańska Katrina i Irena razem wzięte. Ale wydarza się daleko - w Azji, która przyzwyczaiła nas do wielkich nieszczęść i wielkich liczb. Przyzwyczaiła do obojętności.

W zeszłym roku, gdy w Pakistanie ponad 20 milionów ludzi było dotkniętych  powodzią, tak zwana społeczność międzynarodowa nie spieszyła się z pomocą. Bo Pakistan, jako kraj sprzyjający terrorystom, nie był wiarygodnym „poszkodowanym”. Za dużo tam korupcji, tajnych obozów dla talibów, za dużo zła.
Indiom pomoc międzynarodowa nie jest potrzebna. To kraj zasobny i dość bogaty, tyle że źle to bogactwo rozdziela. Ofiarom powodzi jedzenie i wodę dostarczają śmigłowce. Hindusi mają ogromne doświadczenie w sytuacjach kryzysowych - ich codzienność jest ekstremalna. Zmusza do wysiłku, żyje się w stanie ciągłego zaalarmowania. Ludzie są więc w jakimś sensie gotowi na nieszczęścia.
Nie reagują paniką. To, co my nazywamy powodzią - woda do pasa, podtapiająca całe dzielnice i blokująca drogi - dla nich jest tymczasową kałużą. Trochę cierpliwości, a potem pakunek na głowę, podwinięte sari. I naprzód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz