środa, 29 czerwca 2011

Indie: Najbardziej skorumpowany kraj świata?

Premier Manmohan Singh, bardzo ceniony na świecie jako kompetenty polityk i człowiek z klasą, ze zdumiewającą szczerością przyznał wobec szefów największych indyjskich mediów, że jest szefem „najbardziej skorumpowanego rządu w historii”.

Singh rządzi drugą kadencję, poprzednią spędził usiłując godzić interesy egzotycznych ugrupowań - od wpływowych marksistów, blokujących zagraniczne inwestycje, aż do Indyjskiego Kongresu Narodowego (ogromnej partii założonej pod koniec XIX wieku dla „zwykłych ludzi", teraz promującej liberalizm z ludzką twarzą, czyli prywatyzację i reformy, ale z pakietami socjalnymi dla ubogich). Teraz Singh rządzi Indiami w czasach, gdy potencjał gospodarczy kraju dostrzegli i docenili światowi liderzy. Hindusi, wiele stuleci rządzeni przez obcych zwierzchników - m.in. muzułmańskich Mogołów, a później Brytyjczyków - czekali na ten moment długo. Mają umacniającą się gospodarkę, szybki wzrost, uznanie świata. Chcą być dumni. Ale na dnie kieliszka z szampanem czeka porcja goryczy - Indie co prawda przestały kojarzyć się wyłącznie z ubóstwem, ale wciąż są synonimem przekupstwa i samowoli polityków.

W ciągu ostatniego roku nad Gangesem wybuchły takie skandale korupcyjne, że premiera Singha i jego rząd utrzymują przy władzy chyba tylko hinduscy bogowie. Albo zdrowy rozsądek Hindusów, którzy wiedzą, że korupcja jest wszechobecna i zmiana ekipy rządzącej nic nie da. Degeneracja indyjskiej klasy politycznej jest równie trudna do wyobrażenia, co najwspanialsze cuda tego kraju - stanowi mroczny rewers hasła „Incredible India", którym kraj się reklamuje.

Niczego, począwszy od prawa jazdy, po kontrakty telefonii komórkowej czy budowę stadionu narodowego, nie można uzyskać bez łapówki. Gigantyczna indyjska biurokracja jest ośmiornicą, pożerającą ludzki czas i pieniądze, zatruwającą życie procedurami. A polityka przypomina skomplikowaną układankę, łączącą atmosferę dworskości z mafijnymi metodami działania. W kraju, w którym policjanci likwidują przestępców na zlecenie innych przestępców, władza oficjalna i podziemna często mało się od siebie różnią.

Dla przeciętnych Hindusów oznacza to, że co dzień mają państwo przeciwko sobie - użerają się z błahostkami: dostarczeniem butli z gazem, przyjęciem dziecka do szkoły, uzyskaniem należnej emerytury. Coraz więcej Hindusów jest niedożywionych, jedna trzecia wciąż nie umie pisać i czytać. To kraj, który ma pieniądze, zasoby, technologie. Jest bogaty. Ale okradają go przywódcy: od politycznych rekinów w Delhi, aż po wioskowych liderów o wielkich brzuchach i wielkich ambicjach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz