czwartek, 4 sierpnia 2011

Sonia Gandhi: gorączka żelaznej lwicy

Sonia Gandhi, właściwie Edvige Antonia Albina Maino, 64-letnia Włoszka i katoliczka rządząca najludniejszą demokracją świata, ma „wirusową gorączkę”. Poleciała do USA na operację, która się ponoć udała. Miliony zaniepokojonych Hindusów drepczą do świątyń, a opozycja w kąciku jęczy z żalu. Tylko pozbycie się tej lwicy z politycznego boiska dawałoby szansę na zmianę ekipy rządzącej. Dopóki Sonia ma się dobrze, a jej tygrysiątko Rahul bezpiecznie dojrzewa do roli następnego premiera, prawicowi radykałowie będą zmarginalizowani. Indyjskie elity są zbyt zajęte bogaceniem się, żeby tracić czas na nienawiści. Tylko coraz odważniejsza biedota może stać się polityczną konkurencją.

O chorobie Sonii informował nie Rahul, ale rzecznik partii - Indyjskiego Kongresu Narodowego, którego Sonia jest przewodniczącą. To jedyna oficjalna funkcja, jaką sprawuje, choć w rzeczywistości jest najbardziej wpływową osobą w państwie. Jeśli masz na nazwisko Gandhi, nominacja jest niepotrzebnym balastem, krępuje ruchy. Sonia Gandhi weszła do indyjskiej polityki niechętnie, ale okazała się znakomitą rozgrywającą.
Jest wdową po zamordowanym w 1991 r. Rajivie Gadhim i synową zastrzelonej siedem lat wcześniej Indiry. Zjawiła się w Indiach jako śliczna absolwentka brytyjskiej uczelni, gdzie miała szczęście (czyżby?) poznać charyzmatycznego Rajiva. Przyleciała do Delhi wbrew woli tatusia konserwatysty, jako zdeterminowana narzeczona, mająca o Indiach pojęcie turystyczne - wyobrażała je sobie jako "kraj pełen słoni”. Dwie tragiczne śmierci i dwie dekady później, mimo ataku hinduskich tradycjonalistów, Sonia dokonała niemożliwego - stała się Hinduską. W wymiarze politycznym, mentalnym i estetycznym.

To fascynująca postać, kobieta żelazna, bardzo podobna do Indiry. Z ignorowanej przez starych polityków „papierowej laleczki" zmieniła się w matkę narodu. Jej polityczna siła wynika z uwielbienia, jakim Hindusi darzą dynastię Nehru-Gandhi, ale i z miłości, jaką żywią wobec bogiń. Także tych żywych.
Gdyby nad Gangesem powstawały szczere autobiografie, jej wspomnienia byłyby bezcenne dla zrozumienia współczesnych Indii. Ale Sonia-Hinduska, jak miliard jej współobywateli, pilnie strzeże prawdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz